piątek, 17 sierpnia 2007

Nie tylko Wysokie, czyli rzecz o Bieszczadach Niskich

Bieszczady i połoniny, połoniny i Bieszczady - te dwa słowa zawsze sobie towarzyszą. Właściwie wydaje się, że nie można mówić o Bieszczadach bez połonin, podobnie jak ciężko mówić o połoninach (przynajmniej tych w Polsce) w innym kontekście, jak tylko bieszczadzkim. I ten stereotyp ma wiele wspólnego z rzeczywistością, jako że połoniny tak charakterystyczne dla Karpatów Wschodnich w naszym kraju występują tylko w Bieszczadach. Ale druga strona owej zależności już nie jest tak oczywista. Bieszczady bowiem nie kończą się na Otrycie. To co znajdziemy na północ od Chatki Socjologów to inny, choć równie interesujący fragment bieszczadzkiej ziemi - tzw. Bieszczady Niskie.

W kwestii podziału i nazewnictwa

Określenie Bieszczady Niskie pojawia się w podziałach geomorfologicznych regionu (np. u L. Starkela). W obrębie tej części regionu znajduje się Pasmo Ostrego (Ostre 804 m.), Pasmo Żukowa i Jaworników (Jaworniki 909 m.), Hoszowskie Góry Rusztowe (Równia 662 m.), Pogórze Leskie (Gruszka 583 m.), a według niektórych autorów także Góry Słonne (lub Słone). Obszar ten w systematyce fizyczno-geograficznej zwany jest zwykle Górami Sanocko- Turczańskimi.
Z kolei południową część Bieszczadów stanowią Bieszczady Wysokie, które w podziałach fizyczno-geograficznych zwie się Bieszczadami Zachodnimi. Granica między północną i południową częścią Bieszczadów przebiega - jak się zwykle przyjmuje - na Sanie, albo też na północnych stokach Otrytu. Według M. Klimaszewskiego granica Bieszczadów Zachodnich biegnie od Przełęczy Łupkowskiej wzdłuż potoku Smolniczek, górnego biegu rzeki Osławy i rzeki Solinka, a następnie wzdłuż doliny Sanu, aż do jego źródeł pod Przełęczą Użocką (tak na marginesie - teren leżący na północ od tak wyznaczonej granicy regionu Klimaszewski wlicza do Pogórza Bukowskiego i Dynowskiego).


San w okolicy Studennego.
foto: Piotr Szechyński


Większość natomiast autorów literatury turystycznej pod pojęciem Bieszczadów rozumie zarówno ich najwyższe pasma górskie, jak i tereny położone na północ od nich i zwane Bieszczadami Niskimi, Pogórzem lub Przedgórzem Bieszczadzkim, Górami Sanocko-Turczańskimi lub Sanockimi, bądź Długimi Beskidami. Niektóre źródła ograniczają od północy teren Bieszczadów (wraz z Przedgórzem) pasmem Żukowa, podczas gdy inne (a te stanowią większość) linię graniczną przesuwają bardziej na północ do drogi Lesko - Ustrzyki Dolne - Krościenko.
Tyle jeśli chodzi o ekspertów i literaturę. Dla nas, zwykłych zjadaczy chleba, Bieszczady to zarówno tereny obejmujące najwyższe pasma górskie, jak i obszar leżący na północ od nich. Mijając tablicę z napisem "Witamy w Bieszczadach" ustawioną między Zagórzem a Leskiem przekraczamy symboliczna granicę regionu. Jednak spędzając zimą całe dnie na stokach narciarskich Kamiennej Laworty, a więc na terenach leżących na północ od linii Lesko - Ustrzyki Dolne - Krościenko, nie będziemy myśleli inaczej o otaczającym nas krajobrazie, jak o krajobrazie bieszczadzkim. Gdyż wszelkie klasyfikacje i podziały są z natury rzeczy sztuczne i dokładna granica jest zawsze sprawą umowną. Zatem umówmy się, że opisywane w tym tekście północne tereny Bieszczadów, od linii biegnącej północnymi stokami Otrytu, Korbani, Berda i Chryszczatej zwać będziemy Bieszczadami Niskimi (jest to więc granica zbliżona w swym przebiegu do północnej granicy dwóch bieszczadzkich parków krajobrazowych: Ciśniańsko-Wetlińskiego P.K. i P.K. Doliny Sanu).

"Solina" to nie tylko Solina

Cóż jednak atrakcyjnego zaoferować mogą turystom Bieszczady Niskie? No, dla wielu miłośników wypoczynku wczasowo-plażowego Bieszczady to przede wszystkim "Solina" czyli Zalew Soliński. Taka zależność jaka łączy określenia "Bieszczady" i "połoniny" w środowiskach piechurów i miłośników wędrówek górskich, taka też łączy słowa "Bieszczady" i "Solina" wśród motorowodniaków, miłośników żeglarstwa czy zwykłych turystów-plażowiczów. Tak więc co roku nad wybrzeża zalewu zjeżdżają rzesze turystów. Jedni podziwiają jezioro ze swoich jednostek pływających, inni krążą miedzy kąpieliskiem a najbliższym barem piwnym, a jeszcze inni wyszukują sobie ustronne miejsce, by rozstawić przenośny stołeczek, zamocować rząd wędek i pogrążyć się w wielogodzinnej zadumie.
Ale jeśli w tej opowieści o Bieszczadach Niskich znalazło się miejsce dla Jeziora Solińskiego ("Soliny") to przecież nie po to, aby zachęcać kogokolwiek do odwiedzania przepełnionych kempingów Polańczyka, Soliny czy Wołkowyji czy rezerwacji noclegów w licznych kwaterach, ulokowanych w blokopodobnych, szarych i pustakowych "pensjonatach". "Solina" to nie tylko Solina - chciałoby się rzec. "Solina" to także znacznie mniej zagospodarowane okolice Werlasu i Zalasu, ta także wspaniały rejon Rajskiego czy Olchowca, to wreszcie dzikie tereny wschodniego wybrzeża z Zatoką Teleśnicką i Zatoką Victoriniego na czele. Droga doprowadza tylko do Zatoki Teleśnickiej - dalsza część wybrzeża, aż po Zatokę Czarnego, penetrowana być może tylko pieszo lub konno. Tu, na Sokolu, znalazł swą ostoję słynny Victorini, jeden z pionierów oswajania Bieszczadów na sposób kowbojski. Na wschodnie wybrzeża "Soliny" zapuszczają się tylko wodniacy od strony jeziora, nieliczni wędrowcy maszerujący niebieskim szlakiem z Teleśnicy Oszwarowej, czasem myśliwi. No i goście Victoriniego - ci przybywają tu szczególnie latem. Każdy z odwiedzających te rejony przybyszów znajduje tu spokój, ciszę, bliskość przyrody i brak tego wszystkiego, co zastaniemy w kurortach po drugiej stronie jeziora: tłumu ludzi, warkotu samochodów, gęstej zabudowy wczasowo-wypoczynkowej. Nie znajdziemy tu także budek z piwem (to jedyny minus...).
Ale nie tylko wybrzeże jeziora może przyciągać. Na wschód od niego znajduje się bowiem najbardziej dziki fragment Bieszczadów Niskich - rejon Doliny Paniszczewu, szczytu Moklik i dzikich stoków Żukowa.

Przez zagajniki Moklika i Żukowa

Ci, którzy lubią wędrówki na przełaj przez las i zagajniki, połączone ze spotkaniami z dziką zwierzyną i tropieniem śladów dawnych rusnackich wsi, powinni wybrać się w rejon położony na północny zachód od linii Czarna - Polana - Chrewt. Oprócz dzikich wybrzeży jeziora, o których była mowa wyżej, znajdziemy tu niezamieszkałą dolinę Paniszczewu. Idąc od ujścia Paniszczówki do Jeziora Solinskiego w górę jej biegu napotkamy po drodze liczne zdziczałe sady owocowe, podmurówki domów i resztki przydomowych piwniczek. I choć w Bieszczadach nie jest to widok szczególnie nietypowy (takie miejsca znaleźć można do dziś w wielu częściach regionu) to jednak zupełnie wyludniona dolina, gdzie jedyną oznaką bytności człowieka są stosy drewna przygotowanego do zwózki i ustawione tu i ówdzie ambony myśliwskie, może robić wrażenie. Opuszczając Dolinę Paniszczewu i przedzierając się jakiś czas przez gęste zarośla w kierunku wschodnim dotrzemy do zarośniętego szczytu Moklik. Niedaleko za nim dostrzeżemy rozległą polanę. Instynktownie wyszukamy wzrokiem widoku domów. Nic z tego - domy zniknęły stąd bezpowrotnie. Zniknęła także drewniana cerkiewka - możemy ją dziś oglądać w sanockim skansenie. Polana ta to Rosolin. Dojdziemy nią do samego potoku Czarny. Nad potokiem, jeśli dobrze poszukamy, znajdziemy niewielką, 9-metrowej głębokości grotę.
Stąd można albo zejść do wsi Polana albo też błotnistą drogą wiodącą wzdłuż strumienia i przekraczającą go kilkakrotnie dostać się do Czarnej Dolnej. Kiedyś w okresie wiosennym, a więc w czasie, gdy niepozorny strumyczek przemienia się w rwącą rzekę, przebyliśmy tę trasę na rowerach. Brnięcie w rzece po pas z rowerem na ramieniu jest co prawda niepowtarzalnym przeżyciem, ale zachęcam do wędrówki tą trasą w takiej porze, w której Czarny wykazuje niski stan wód (najlepiej późnym latem lub jesienią).
Za Czarną Dolną znajdziemy jeszcze ukryty wśród drzew stary drewniany krzyż postawiony przez dawnych mieszkańców regionu na pamiątkę Chrztu Rusi. Dalej zaś możemy ruszyć drogą "typu ursusowego" do Teleśnicy Oszwarowej, albo też udać się na przełaj przez łąki na długie pasmo Żukowa. Żuków to miejsce w sam raz na jazdę rowerem górskim czy zimowe wędrówki na nartach śladowych. Grzbietem pozbawionym gwałtownych spadków terenu wiedzie niemal równa, bardzo wygodna trasa. Czasem prowadzi ona przez las, czasem skrajem łąki. Kilkukrotnie natrafimy na dobre miejsca widokowe. A dotrzeć można aż do Uherców Mineralnych.
Wędrując w ciszy przez te z rzadka odwiedzane przez turystów miejsca napotkamy, przy odrobinie szczęścia, zwierzynę leśną: jelenie, sarny, lisy, zające, a może i jakiegoś wilka. Swego czasu w okolicach Czarnej Dolnej były i żubry.

Bieszczadzkie krynice

Grzbiet Żukowa to nie tylko najdłuższe pasmo Bieszczadów Niskich. To także pasmo, na którego dwóch krańcach tryskają mineralne źródła. Wody mineralne odkryto bowiem w Uhercach (stąd też nazwa: Uherce Mineralne), ale i w Czarnej Górnej leżącej na południowo-wschodnich krańcach Żukowa i posiadającej od 1974 roku status uzdrowiska. W Bieszczadzkich mineralnych krynicach nie zastaniemy oczywiście tego co w położonej na granicy Beskidu Sądeckiego i Niskiego Krynicy: pijalni wód, ścieżek spacerowych dla kuracjuszy, przedwojennych pensjonatów czy rozległych kompleksów sanatoryjnych. W Bieszczadach nieliczne sanatoria zlokalizowano nad Zalewem Solińskim - w Polańczyku. Wykorzystanie wód mineralnych jest w Bieszczadach na razie jest znikome. Wody te stanowią jednak potencjał, który może w przyszłości nadać nowe oblicze szeregu tutejszym miejscowościom. Wody wodoro-węglano-sodowe występują zarówno w Uhercach Mineralnych, jak i Czarnej, ale także w Polańczyku i Ropience (w tej ostatniej są też wody siarczkowe). Wody mineralne mamy również w Myczkowcach i Jankowcach k. Leska, Rabem k. Baligrodu. W Bieszczadach Wysokich - w Wetlinie, Cisnej i Dołżycy. Także w leżącej na skraju regionu Komańczy.
I choć dla większości "górołazów" sanatoria i oferta leczenia dróg oddechowych czy układu trawiennego nie stanowi szczególnej atrakcji, to jednak przyznajmy, że przyjemnie jest po zejściu z Prehyby czy Lubonia zanurzyć usta w kubku z wodą mineralną w starej Szczawnicy albo po wędrówce przez Ostry Wierch i Lackową zrobić to samo w Wysowej czy nieco dalej w samej Krynicy. Nie zaszkodziłoby gdyby i postkomunistyczne GS-y i barakowe budynki osiedli robotniczych po upadłych przedsiębiorstwach państwowych ustąpiły miejsca stylowym pijalniom wód mineralnych. Ale to być może piosenka przyszłości. Póki co, skupmy się na chwili obecnej. Tym zaś co dziś może zachwycić w Bieszczadach przybyszów spragnionych widoku dobrze komponujących się z pejzażem budowli jest tradycyjna, poukraińska architektura drewniana regionu.

Bieszczadzkie cerkiewki - cacuszka architektoniczne

Bieszczady Niskie to z pewnością miejsce, gdzie miłośnik architektury sakralnej nie będzie miał powodów do narzekań. Tu właśnie przetrwało najwięcej starych, zabytkowych cerkwi.
Podróżując doliną Osławy, oddzielającą Bieszczady od Beskidu Niskiego, natrafimy na trzy zachowane do dziś cerkwie wschodniołemkowskie: w Komańczy, Rzepedzi i Turzańsku. Dwie ostatnie leżą na północ od granicy Ciśniańsko-Wetlińskiego Parku Krajobrazowego (a więc - zgodnie z przyjętym podziałem regionu - na obszarze Bieszczadów Niskich). Pod względem architektonicznym odbiegają owe budowle od cerkwi położonych we wschodniej części regionu, a więc na terenach dawnej bojkowszczyzny. Zbudowane są na rzucie prostokąta i składają się z trzech części, z których każda przykryta jest dzwoniastym dachem. Dach ten w górnej części przybiera formę baniastego hełmu, a nad nim znajduje się tzw. latarnia (a właściwie pseudolatarnia). Przy budowlach stoją dzwonnice o konstrukcji słupowej zwieńczone takimi samymi hełmami jak świątynia. Bardzo ciekawy widok tworzą owe budowle z charakterystycznym "lasem wieżyczek" wystającym ponad kalenicami dachów.


Hoszów, cerkiew zbudowanana planie krzyża greckiego z roku 1930.
foto: Tomasz Ostrowski


Na terenie Bieszczadów Niskich dominują cerkwie typu trójdzielnego nakryte dachem kalenicowym. Architektura tych świątyń odbiega od tradycyjnego wzorca cerkwi terenów góralszczyzny jaki zadomowił się tu jeszcze w XVI wieku. Ową odmienność tłumaczy się dziś ówczesnymi nakazami władz austriackich. Efektem kompromisu architektonicznego były więc cerkwie, które na pierwszy rzut oka przypominają katolickie kościoły. Niektóre z nich nie zachowały nawet trójpodziału bryły budowli - przykładem choćby maleńka jednoprzestrzenna cerkiewka z Rosolina (obecnie znajdująca się w sanockim skansenie).
Tak więc czy to odwiedzamy Czarną Górna i tamtejszą cerkiewkę z 1834 roku, czy Bandrów z cerkwią z roku 1882 czy świątynię w Polanie (1790) i Żłobku (1830) wszędzie tam odnajdziemy właśnie ów styl architektoniczny z okresu austriackiej Galicji. Jednak architektura kilku cerkwi powstałych w tym okresie odcina się od tych ogólnie panujących tendencji. Przykładem przetrwała do dziś wspaniała cerkiewka na Równi (pocz. XVIII w.) przykryta łamanymi zwieńczeniami z trzema gontowymi kopułami. Równie ciekawa konstrukcyjnie jest cerkiew w Michniowcu wybudowana w 1863 roku. Nawę zbudowaną na planie ośmioboku wieńczy kopuła wsparta na słupach i zakończona pseudolatarnią. Po jej dwóch stronach z kalenicy wystają dwie pseudokopuły - jedna na babińcem, druga nad prezbiterium. Nieco dalej mamy wolnostojącą dzwonnicę z 1904 roku o konstrukcji częściowo słupowej a częściowo zębowej, co stanowi ewenement w skali regionu. Dzwonnica nakryta jest brogowym dachem. Nieco dalej za cerkiewką w pobliskim zagajniku odnajdziemy pozostałości cmentarza ukraińskiego - wciąż zachowanych jest kilka nagrobków.

Najciekawsze pod względem architektonicznym są nowsze cerkwie wybudowane w początkach XX wieku. Ich architektura nawiązuje do stylu huculskiego, uważanego wówczas, w okresie odrodzenia ukraińskiego, za narodowy styl ukraiński. Przykładem choćby urocza cerkiewka położona niedaleko omawianej wyżej świątyni z Michniowca - cerkiewka w Bystrem z 1902 roku. Jadąc natomiast drogą z Bystrego i Czarnej w stronę Ustrzyk Dolnych warto zatrzymać się przy cerkiewce w Hoszowie. Bardzo ładnie położona, otoczona starodrzewiem, wygląda wspaniale. Wziąwszy pod uwagę w jakich warunkach powstawała można sądzić, że tylko dzięki jakiemuś szczęśliwemu zrządzeniu losu cerkiew istnieje do dziś. Budowa świątyni rozpoczęła się na kilka miesięcy przez wybuchem drugiej wojny światowej. Po wojnie ludność przystąpiła do wykańczania budowli. W latach 1945-48 świątynię pokryto kopułą i położono gont. Było to na trzy lata przed sławetnym równaniem granic, w wyniku czego część terenów dzisiejszych Bieszczadów przyłączono do Polski w zamian za obszary Sokalszczyzny, które włączono do ZSRR. Ludność ukraińska opuściła więc Hoszów i cerkiew opustoszała niemal z dnia na dzień. Dziś pełni rolę kościoła katolickiego.

W Bieszczadach Wysokich zachowało się tylko parę cerkwi (Smolnik, Chmiel, odremontowana cerkiew w Łopience czy cerkiew komańczańska) i ruiny kilku innych (Krywe, Hulskie, Caryńskie). Warto wyskoczyć za Otryt, aby zobaczyć i te cerkiewki. Na szczególną uwagę zasługuje ładnie położona, na wzgórzu w zakolu Sanu, cerkiew w Smolniku. Jest to jedyna zachowana w polskich Bieszczadzkich cerkiew w stylu bojkowskim uznawanym za najbardziej archaiczny styl cerkiewny tej części Karpat - od łemkowszczyzny po huculszczyznę. Trójdzielna cerkiew z trzema wielokrotnie łamanymi dachami brogowymi odróżnia się na pierwszy rzut oka od kalenicowych konstrukcji północnych partii Bieszczadów.

Tradycyjne chaty rusińskie

I wreszcie to czego w Bieszczadach Wysokich niemal wcale nie uświadczymy - stare bojkowskie i łemkowskie chyże. Ich obecność to żywe świadectwo historii regionu. I choć powoli znikają one z bieszczadzkiego krajobrazu wciąż jeszcze są miejscowości, w których odnajdziemy drewniane domostwa Rusinów.


Chata w Bandrowie, o typowym bojkowskim układzie - cześć mieszkalna razem z oborą pod jednym dachem
foto: Tomasz Ostrowski


Najwięcej przykładów starej architektury drewnianej mamy we wsiach z terenów, które objęte zostały akcją równania granic w początku lat 50., takie jak Czarna Górna, Czarna Dolna, Michniowiec, Lipie, Bystre, Rabe, Bandrów, Jałowe, Krościenko. Był to już czas gdy ustały walki z UPA, gdy skończyło się palenie domów przez wojsko, gdy w Bieszczady zaczęli przybywać pierwsi osadnicy. Dzięki nim właśnie stare ukraińskie domostwa przetrwały. Chaty bojkowskie były zwykle bardzo surowe (owa surowość uwidaczniała się także w strojach czy rzemiośle Bojków). Najczęściej pod jednym dachem znajdowała się część mieszkalna i gospodarcza. Wejścia do każdego z tych pomieszczeń były zazwyczaj z zewnątrz - od strony frontowej domu. Wchodząc do części mieszkalnej natrafiało się na tzw. boisko, skąd było wejście do izby. Z tyłu domostwa znajdowała się tzw. zahata, czyli ścianka z desek oddalona od właściwej ściany domostwa o kilkadziesiąt centymetrów. Chroniła ona tylną ścianę domostwa przed deszczem i wiatrem. Domy rusińskie orientowane były zazwyczaj frontem na wschód lub południe.
Domy miały typową konstrukcję zrębową. Z frontu były często białkowane, czasem malowano tylko glinę, którą zakrywano słomę utykaną między belki ścienne. Dachy tworzył gont lub dranice. Były to dachy dwuspadowe, zazwyczaj przyczółkowo-naczółkowe. W połaciach dachowych znajdowały się dymniczki, w później budowanych chatach pojawiły się już kominy. W niektórych gospodarstwach co bogatszych przedstawicieli chłopstwa zabudowania gospodarcze oddzielone były od domów mieszkalnych. W takich przypadkach pod jednym dachem znajdowały się izby mieszkalne i komórka zaś osobno znajdowała się stajnia z oborą.
I dziś odnajdziemy w Bieszczadach jeszcze wiele starych bojkowskich domostw, ale z roku na rok jest ich coraz mniej. Bardzo potrzebny byłby program ochrony tych obiektów. I to zanim nie znikną one całkowicie z bieszczadzkiego krajobrazu.

Bieszczady Niskie oferują jeszcze szereg innych atrakcji: są tu stoki narciarskie, liczne stadniny konne, trasy rowerowe. Jest to jednak raj dla miłośników krajoznawstwa, a dzięki przejściom granicznym z Ukrainą to także dobry punkt wypadowy w tamte, mniej nam znane, partie Bieszczadów.

tekst: Tomasz Ostrowski

Źródła z których skorzystano:
ekspozycja Muzeum Przyr. w Ustrzykach Dln., Wrona J., W Bieszczadach, wyd. Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa 1985, Kryciński St., Cerkwie w Bieszczadach, wyd. Rewasz.


Zaczerpnięto z: http://www.twojebieszczady.pl/bienis.php

Brak komentarzy: